Zasadniczy problem to szariat. Tam po prostu jest dane od boga prawo, które jest fundamentem wiary. A realnie krzyżówka plemiennego prawa zwyczajowego i regulaminu totalitarnej sekty. W innych religiach trudno coś takiego znaleźć. No i drugi problem - założycielem był taki ówczesny Kacmajor. To jest garb większy niż inne wielkie religie mogą dźwigać. No i takie są skutki - w chrześcijaństwie mamy rozrzut od Jakiegoś Konga po Szwajcarię. W kręgu chińskim od KRLD po Japonię. W kręgu indyjskim od Laosu po Tajlandię. W kręgu islamskim od Sudanu po raptem jakąś Malezję. Wszyscy inni mają albo podłogę wyżej albo sufit. To nie jest przypadek.
Jeszcze jedna rzecz - w islamie była wyraźna korelacja między rozwojem cywilizacyjnym a heterodoksją. Złoty wiek bazował na tych wszystkich mutazylizmach i falsafijach, które były równie daleko od ichniego mainstreamu, co w chrześcijaństwie jakiś unitarianizm uniwersalny. Tymczasem w innych kręgach nie widać takiego zjawiska. Niby katolicyzm rozwijał się lepiej od prawosławia, ale trudno wskazać, które co było bardziej ortodoksyjne. W buddyzmie to już w ogóle abstrakcja.
Jeszcze jedna rzecz - w islamie była wyraźna korelacja między rozwojem cywilizacyjnym a heterodoksją. Złoty wiek bazował na tych wszystkich mutazylizmach i falsafijach, które były równie daleko od ichniego mainstreamu, co w chrześcijaństwie jakiś unitarianizm uniwersalny. Tymczasem w innych kręgach nie widać takiego zjawiska. Niby katolicyzm rozwijał się lepiej od prawosławia, ale trudno wskazać, które co było bardziej ortodoksyjne. W buddyzmie to już w ogóle abstrakcja.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.

