Liczba postów: 988
Liczba wątków: 0
Dołączył: 10.2005
Reputacja:
0
... a mi ostatnio utkwiła / nawet wciąż tkwi  / " Gomorra " - brudno i beznadziei , nawet brak italodycho nie razi ! :]
Warto !
kumpel TORA NAAGI - aktualnie w trakcie lotu nad kukułczym gniazdem w towarzystwie Yossariana !!!
SOLARIS
Stanisław Lem - jeden z najbardziej twórczych na świecie pisarzy sf, odnosi się do filmowych adaptacji swoich utworów raczej z rezerwą, by nie powiedzieć po prostu chłodno. Fakt ten nie dziwi wziąwszy pod uwagę wielowarstwowość, sposób narracji oraz filozoficzną głębię jego dzieł. W tym kontekście zaskakująca wydaje się opublikowana przed kilkoma dniami opinia Lema nt. najnowszej ekranizacji napisanej przed blisko półwieczem powieści "Solaris". Starając się ocenić "Solaris" jako potencjalny materiał na film kinowy dochodzę do wniosku, że trudno o coś trudniejszego i stawiającego więcej przeszkód formalnych niż będąca już dziś częścią ścisłego kanonu sf powieść polskiego pisarza. Wychodząc jednak z założenia, że słowa autora są najlepszą rekomendacją udałem się do kina pełen ostrożnego optymizmu. Nie zawiodłem się, "Solaris" to kawałek świetnego kina, pozwalającego na wielorakie interpretacje i inspirującego do głębokich przemyśleń nad istotą człowieczeństwa, a duet reżysersko - aktorski: Soderbergh - Clooney udowadnia, że ma do pokazania coś więcej niż tylko powierzchowną rozrywkę w stylu "Ocean's Eleven".
Chris Kelvin (George Clooney) od śmierci żony - Rheyi (Natascha McElhone) żyje samotnie - bez celu, z dnia na dzień, z przyzwyczajenia wykonując czynności, które składają się na jego egzystencję. Pewnego dnia zwracają się do niego przedstawiciele agencji kosmicznej z nagraniem przesłanym z orbitującej wokół planety Solaris stacji kosmicznej Prometeusz. Nagranie zawiera tajemniczą prośbę doktora Gibariana - przyjaciela Chrisa, który widzi w nim jedyną nadzieję zażegnania krytycznej sytuacji, w której znaleźli się mieszkańcy stacji. Gibarian wzbrania się przed podaniem szczegółów zaistniałej sytuacji, ale istnieje uzasadnione podejrzenie, że zdrowie i życie ludzi może być zagrożone. Chris wyrusza w podróż lecz po dotarciu do celu okazuje się, że jego przyjaciel popełnił samobójstwo, a na stacji zostały jedynie dwie żywe osoby. Tak przynajmniej mu się wydaje.
Warto chyba zacząć od tego, co w filmie Soderbergha się nie znalazło. Zgodnie z zapowiedziami samego Lema i komentarzami widzów, którzy film widzieli, zabrakło wątku solaryjskiego oceanu, który w powieści jest głównym czynnikiem sprawczym wszystkich wydarzeń mających miejsce na stacji. Wykluczyło to również przebogate opisy wytworów oceanu i filozoficzne rozważania na temat możliwości czy raczej niemożliwości porozumienia się z formą inteligencji wymykającą się jakiejkolwiek ludzkiej klasyfikacji, leżącej poza ludzkim sposobem pojmowania i myślenia o otaczającej nas rzeczywistości. Paradoksalnie pominięcie tego niezwykle istotnego wątku nie spłyciło przesłania filmu, Soderbergh skupił się po prostu na drugim - równie jednak ważnym motywie - relacji miedzy Chrisem i Rheyą/ Harey. Ich wzajemny stosunek stał się osią fabuły. Chris przybywa na Prometeusza nieświadomy, nie wie co zaszło, nie wie czego może się spodziewać, jego zawodowe zdolności mają się być może okazać przydatne dla ratowania jego mieszkańców. To, co zastaje na miejscu stawia jego umysł, a wraz z nim widzów, pod ścianą niewiedzy, Snow i Gordon - zamieszkujący stację - nie przejawiają ochoty do przybliżenia czegokolwiek, pozwalają Chrisowi doświadczyć atmosfery Solaris na własnej skórze. Kluczem jest sen - pierwsza noc. Psycholog zostaje postawiony w obliczu swoich wyobrażeń, projekcji własnego umysłu, swojej winy wreszcie. Pojawiająca się jakby znikąd Rheya staje się z jednej strony ucieleśnieniem jego świadomych pragnień, a z drugiej żywym wyrzutem sumienia, kobietą, którą zapamiętał z ostatnich chwil jej życia, życia, które sobie odebrała. Chris czuje się winny jej śmierci i traktuje zaistniałą sytuację jak drugą szansę, boską interwencję, która pozwoli mu uwolnić się od jarzma wyrzutów sumienia, szansę na spełnienie w miłości. Dusza naukowca zostaje zdominowana przez emocje, jakkolwiek irracjonalne by się nie wydawały. To kolejna różnica miedzy literackim pierwowzorem, a fabułą obrazu. Lem wyposaża Kelvina w ścisły naukowy umysł, którego podejście do zaistniałego zjawiska jest znacznie bardziej chłodne, nawet podejrzliwe. Chris Soderbergha to przede wszystkim człowiek głęboko nieszczęśliwy - naukowiec z niezagojoną raną duszy. Taka postawa mężczyzny zostaje skonfrontowana z postawą Harey/ Rheyi. Kobieta będąca projekcją wspomnień Chrisa, ożywionym obrazem zachowanym w jego pamięci nie jest tylko fantomem - marionetką, częścią eksperymentu niezbadanej i niezrozumianej potęgi "umysłu" Solaris. Rheya to kobieta obdarzona nie tylko ciałem, ale przed wszystkim świadomością własnego istnienia, wyposażoną jednak w nie swoje wspomnienia, ale odciśnięte niejako w psychicznej matrycy wrażenia Chrisa. Jej świadomość leży u podstaw rozgrywającej się na naszych oczach tragedii. Świadomość faktu, że jest tylko ektoplazmatycznym odlewem formy stworzonej w umyśle męża decyduje o tym, że nie czuje się w pełni człowiekiem. Rodzi to całe bogactwo pytań o to, co czyni nas ludźmi, o sedno naszego istnienia. Niejako mimochodem pojawia się również kwestia przyczyny zdarzeń, które widzimy na ekranie. Soderbergh nie podsuwa nam łatwych rozwiązań. Tu pojawia się niejako cień "wielkiego nieobecnego" - solaryjskiego oceanu, który nabiera boskich cech - urzeczywistnia marzenia, a może tylko eksperymentuje w swej nieskończonej inteligencji na mniej rozwiniętym gatunku, jakim jest człowiek. W filmie ani jednym zdaniem nie wspomina się o oceanie jako jakiejkolwiek formie inteligencji czy bytu. W jednej ze scen pojawia się jednak pewna subtelna sugestia - przyczynek do dyskusji nad naturą boskości. W ten sposób Soderbergh mimo, że z pozoru pomija niezwykle istotny wątek powieści jakim jest problematyka Kontaktu, to bardzo delikatnie i bez grama dosłowności daje widzowi do myślenia na temat jego natury. To fabularny smaczek, który może być odczytany raczej tylko przez bardzo uważnych widzów, którzy zapoznali się z powieścią Lema, nie mniej jednak świadczący o świetnym wyczuciu klimatu pierwowzoru przez Soderbergha - scenarzystę. Soderbergh - reżyser rozwija przed nami akcję swojego filmu nie spiesząc się, umożliwiając widzowi analizę sytuacji, pozwalając zachwycać się szybującym w bezmiarze kosmicznej próżni Prometeuszem (którego nazwa w kontekście zdarzeń na Solaris staje się swego rodzaju ironią - heros Prometeusz ponownie miesza się w sprawy bogów) i precyzyjną, ale pozbawioną nadmiaru szczegółów scenografią.
Film Soderbergha to kawałek świetnego kina science fiction, bliższego w sposobie narracji "Łowcy Androidów" i "Odysei kosmicznej 2001" niż seriom spod znaku "Obcego" czy "Gwiezdnych Wojen". Łączy w sobie zalety arcydzieł Scotta i Kubricka - dotyka istoty Nieznanego (ocean solaryjski wywołuje samorzutne skojarzenia z kubrickowskim monolitem) nie unikając jednak kwestii jego wpływu na to, co najbardziej ludzkie - uczucia. - Kelley (http://www.film.org.pl/prace/solaris3.html)
"Człowieku wolny, zawsze kochać będziesz morze... równie dumni i mroczni jesteście oboje" Charles Baudelaire
"Jesteś, gdy północ już głęboka,
Niebem, gdzie lśniłeś pośród gwiazd.
Niebem, na którym Bóg już zgasł,
Jesteś, gdy północ już głęboka"
Georg Trakl
"Myślał o niej. Przypomniał sobie, jak ją ustawicznie dręczył, jak targał jej serce...lecz obecnie te wspomnienia prawie go nie trapiły: wiedział, jaką nieskończoną miłością powetuje teraz wszystkie jej cierpienia. Zresztą, czymże są te wszystkie, wszystkie męczarnie przeszłości!" Fiodor Dostojewski "Zbrodnia i kara"
Jesteśmy... kim właściwie? Ile treści zawiera się w słowie "być"? Rodzimy się, dorastamy, kochamy, nienawidzimy, cierpimy i umieramy - od chwili pierwszego krzyku stajemy się cząstką wszechświata, elementem doskonałej całości, cząstką zespołu. Zajmujemy swoje miejsce w życiu mając pełne prawo, by być, tu i teraz, by zająć przynależne nam miejsce w wieczności. Wieczność? Małą świadomość wieczności ma człowiek, którego życie trwa przeciętnie siedemdziesiąt, osiemdziesiąt lat. To jest mgnienie, ułamek kosmicznej chwili. Trudno objąć umysłem to co trwa i będzie trwało na długo po tym, jak rozsypiemy się w pył. Jaką mamy szansę na wieczność?
TO, CO NIEŚMIERTELNE
Czym jest Solaris?
Kiedy Chris Kelvin po raz pierwszy trafia na stację kosmiczną, na którą sprowadziło go tajemnicze wezwanie przyjaciela, Gibariana - Solaris to dla niego niemal puste pojęcie. Wypełnia jedynie zadanie. Poznajemy go jako człowieka dręczonego bólem. Chris cierpi bezustannie, wstaje i zasypia w tym samym rytmie, codziennie to samo, codziennie ta sama męka od nowa, od nowa, od nowa. Wykonuje zwykłe czynności, przygotowuje posiłki, trwa - czasami wspomina. Właściwie, przede wszystkim wspomina. Spotkanie w metrze, długie spojrzenie wyrazistych oczu pełne obietnic, piękna deszczowa noc w zacisznym pokoju, fragmenty rozmów, fragmenty zdarzeń, echo uczuć. Wszystko przytłoczone poczuciem winy, tęsknotą i żalem. Bo tego już nie ma. Rozpłynęło się w przeszłości, przestało istnieć, ułamek kosmicznej chwili upłynął jeszcze szybciej, niż mógłby przypuszczać. Wtedy właśnie Chris styka się z Solaris. Pierwsze doznanie jest szokiem. Gibarian popełnił samobójstwo, przy życiu pozostali jedynie Snow i Gordon. Snow jest dziwnie nieobecny, Gordon - wyraźnie przerażona. Coś niezrozumiałego i zadziwiającego wydarzyło się na tej stacji, coś, co ich przerosło i czego żadną miarą nie potrafią wyjaśnić. Jak bardzo - to Chris zrozumie dopiero wtedy, gdy po przebudzeniu zastanie obok siebie gościa. Ten gość to jego żona, Rheya, która popełniła kilka lat wcześniej samobójstwo. Pierwsza reakcja to przerażenie. Kelvin nie wierzy, że to rzeczywiście może być jego żona, która mówi, że go kocha, i niepewnie dodaje: "Ty mnie już nie kochasz?". Oczywiście, że kocha, wszak właśnie ta miłość dręczy go od tylu lat, przeświadczenie, że jest winien jej utraty. Ale przecież Rheya nie żyje. Jej obecność jest fizyczną niemożliwością. Umysł Chrisa wzdraga się przed zaakceptowaniem tego, czego nie rozumie, próbuje uciec, próbuje się pozbyć Rheyi. Bezskutecznie. Solaris jest wiecznością. To ono jest mocą sprawczą, która powołała Rheyę do życia wbrew wszelkim prawom logiki. Jest cudem - i niebezpieczeństwem. Piękne i groźne. Solaris żyje karmione uczuciami ludzi. Wielka miłość, wielka nienawiść, wyraziste wspomnienia stają się energią, którą ocean w siebie wchłania. Samo w sobie Solaris jest obojętne, kształtują je indywidualne uczucia, które przechodzą przez swoisty filtr i stają się ciałem. Chris odzyskuje Rheyę - taką, jaką ją pamięta. Pamięta lepiej albo gorzej, nie ma gwarancji, że zapamiętał ją dokładnie taką, jaka była. Gdzieś mógł przecież popełnić błąd, albo ulec niepotrzebnemu żalowi, pretensjom, zarzutom, które niekoniecznie słusznie jej stawiał, błędnej ocenie jej zachowań czy czynów. Czy teraz Rheya może się zmieniać? Czy może ewoluować, odkrywać siebie, rozwijać swoje cechy i upodobania, skoro jest matrycą, nierozerwalnie związaną z Chrisem i jego postrzeganiem? Do jakiego stopnia jest wolna, w jakim zakresie jest panią swoich uczuć?
ŚWIADOMOŚĆ I CZŁOWIECZEŃSTWO
Chris nie może i w rezultacie nie chce pozbyć się Rheyi. Jednak ona może odejść od niego. Próbuje popełnić samobójstwo - w końcu właśnie jej skłonności samobójcze zapamiętał. Rheya ma świadomość siebie - ma świadomość, że jest tworem wyobraźni Kelvina. Decyzję, którą podejmuje, podejmuje z miłości. Właśnie miłość jest miarą jej człowieczeństwa, jej poświęcenie nie jest manipulacją Solaris ani wyrazem woli Chrisa. Jest jej własnym, indywidualnym wyborem, podjętym w imię szczęścia ich obojga, decyzją kobiety świadomej, że w tym świecie nie ma dla nich przyszłości. Tym samym jej świadomość działa w oderwaniu od świadomości Chrisa. Rheya jest człowiekiem, bo stworzyła ją miłość i miłość ją zapamiętała. To właśnie ten element wieczności, którego możemy sięgnąć, ten sposób, by wtopić się w duszę wszechświata, pozostać w nim, kiedy nasz ziemski byt się skończy.
WYBACZENIE
Solaris nie sądzi i nie ocenia. Jest tak samo plusem jak i minusem, gdyż jest doskonałe. Nie można go zrozumieć ani podciągnąć pod żadne znane nam prawa. Można zaakceptować jego obecność, pamiętając, że odpowiadamy za siebie i własne decyzje, sami wybieramy, jaką drogą podążyć. Możemy stać się tym plusem, możemy dążyć ku minusowi. Karmić wieczną energię tym co w nas najlepsze bądź najgorsze, pamiętając, że jedno i drugie może ku nam wrócić. W przypadku Chrisa i Rheyi będzie to plus, który oznacza odkupienie i wybaczenie poprzez miłość. To piękna idea, która jest, można powiedzieć, solaryjskim obrazem Nieba. Piekło istnieje w nim także, na drugim biegunie, dzięki czemu równowaga trwa, a Solaris jest wieczne i doskonałe.
SPOSÓB NA WIECZNOŚĆ
Dusza Wszechświata, o której pisał Coehlo, "ślad na drogach" który przywołuje Gałczyński, cząstka w całości, którą dostrzega Allende, i Solaris Lema - to wszystko nazwy na określenie tego samego. Nasze życie - które trwa tak krótko - wtapia się w wieczność. Ona trwa w nas, a my trwamy dzięki niej. Żyjąc na ziemi możemy próbować sięgać Nieba. Wtedy zostawimy po sobie to, co najpiękniejsze, i staniemy się nieśmiertelni. O tym dla mnie jest "Solaris". - Dejna ( http://www.film.org.pl/prace/solaris4.html)
Liczba postów: 5,936
Liczba wątków: 16
Dołączył: 05.2005
Reputacja:
10
Płeć: nie wybrano
Oglądałem wczoraj Vicky Christina Barcelona
Świetny film! Zresztą Woody Allen i wszystko jasne
Wydaje się, że wiara w cuda znika w jednej dziedzinie tylko po to, by zagnieździć się w innej. Karol Marks
Jedyne, co - jak sobie pochlebiam - zrozumiałem bardzo wcześnie, jeszcze przed dwudziestką, to to, że nie powinno się płodzić. Emil Cioran
Kapitalizm bez bankructwa jest jak chrześcijaństwo bez piekła. Frank Borman
EL
Liczba postów: 5,461
Liczba wątków: 67
Dołączył: 08.2008
Reputacja:
0
Ta Vicky Christina Barcelona wydawała mi się płytką pochwałą na płytki sposób życia... Nic specjalnego.
[SIZE=1][SIZE=2][SIZE=1][SIZE=2]Burdel na forum powstaje, gdy moderatorzy forum postanawiają sprzeciwić się części działań członków Ekipy Honor.
Czat / IRC: http://pokazywarka.pl/jpqkgu/ - prosta instrukcja dołączania.[/SIZE][/SIZE][/SIZE][/SIZE]
Liczba postów: 5,936
Liczba wątków: 16
Dołączył: 05.2005
Reputacja:
10
Płeć: nie wybrano
forge napisał(a):Ta Vicky Christina Barcelona wydawała mi się płytką pochwałą na płytki sposób życia... Nic specjalnego.
Zależy od tego, co kto w nim znajduje, drogi Forge :p
Wydaje się, że wiara w cuda znika w jednej dziedzinie tylko po to, by zagnieździć się w innej. Karol Marks
Jedyne, co - jak sobie pochlebiam - zrozumiałem bardzo wcześnie, jeszcze przed dwudziestką, to to, że nie powinno się płodzić. Emil Cioran
Kapitalizm bez bankructwa jest jak chrześcijaństwo bez piekła. Frank Borman
EL
Liczba postów: 4,996
Liczba wątków: 22
Dołączył: 04.2009
Reputacja:
0
wściekłe psy. pamiętacie o czym jest like a virgin?
Największy polski ateista. 110 kilo wagi.
konkluzja, po pewnej rozmowie - by pobić posąg ze Świebodzina, należy wybudować 34-metrową Sashę Grey, miażdzącą obcasem głowę biskupa.
Przerobienie wyspy Niue na raj podatkowy i BDSM-land też w planach.
"Zadbałem o o tę ponurą reputację, by odstraszyć podstępne zło, które dręczy nasz przeklęty kraj. Wiesz o czym mówię? o podatkach."
Harry Potter niesie lepsze przesłanie niż biblia.
Liczba postów: 5,461
Liczba wątków: 67
Dołączył: 08.2008
Reputacja:
0
Ambitny Film?
Gocek, a Ty co tam zobaczyłeś?
[SIZE=1][SIZE=2][SIZE=1][SIZE=2]Burdel na forum powstaje, gdy moderatorzy forum postanawiają sprzeciwić się części działań członków Ekipy Honor.
Czat / IRC: http://pokazywarka.pl/jpqkgu/ - prosta instrukcja dołączania.[/SIZE][/SIZE][/SIZE][/SIZE]
Liczba postów: 119
Liczba wątków: 0
Dołączył: 08.2008
Reputacja:
0
Gocek napisał(a):Oglądałem wczoraj Vicky Christina Barcelona
Świetny film! Zresztą Woody Allen i wszystko jasne  Też bardzo mi się podobał, ale nie uznałabym go za ambitny.
Liczba postów: 1,477
Liczba wątków: 28
Dołączył: 01.2006
Reputacja:
0
666gonzo666 napisał(a):wściekłe psy. pamiętacie o czym jest like a virgin?
No sorry, też lubię Tarantino, ale trochę to śmieszne, bo pomimo, że świetne, to ani Pulp ani Wściekłe Psy nie są ambitne. Tarantino nie robi kina ambitnego.
[taaak, dyskusja o znaczeniu Like a virgin była naprawde głęboka i zmuszająca do poważnych refleksji nad życiem i światem nas otaczającym...]
"NIE MA SPRAWIEDLIWOŚCI, JESTEM TYLKO JA"
Liczba postów: 5,461
Liczba wątków: 67
Dołączył: 08.2008
Reputacja:
0
Cytat:[taaak, dyskusja o znaczeniu Like a virgin była naprawde głęboka i zmuszająca do poważnych refleksji nad życiem i światem nas otaczającym...]
Wszystko może być  Np. ta dyskusja naprowadza nas na problem różnych sposobów interpretacji.
[SIZE=1][SIZE=2][SIZE=1][SIZE=2]Burdel na forum powstaje, gdy moderatorzy forum postanawiają sprzeciwić się części działań członków Ekipy Honor.
Czat / IRC: http://pokazywarka.pl/jpqkgu/ - prosta instrukcja dołączania.[/SIZE][/SIZE][/SIZE][/SIZE]
Liczba postów: 4,996
Liczba wątków: 22
Dołączył: 04.2009
Reputacja:
0
Drednot napisał(a):No sorry, też lubię Tarantino, ale trochę to śmieszne, bo pomimo, że świetne, to ani Pulp ani Wściekłe Psy nie są ambitne. Tarantino nie robi kina ambitnego.
[taaak, dyskusja o znaczeniu Like a virgin była naprawde głęboka i zmuszająca do poważnych refleksji nad życiem i światem nas otaczającym...] a jednak. zrobił ze swoich filmów dzieła otaczane do dzisiaj kultem.
Największy polski ateista. 110 kilo wagi.
konkluzja, po pewnej rozmowie - by pobić posąg ze Świebodzina, należy wybudować 34-metrową Sashę Grey, miażdzącą obcasem głowę biskupa.
Przerobienie wyspy Niue na raj podatkowy i BDSM-land też w planach.
"Zadbałem o o tę ponurą reputację, by odstraszyć podstępne zło, które dręczy nasz przeklęty kraj. Wiesz o czym mówię? o podatkach."
Harry Potter niesie lepsze przesłanie niż biblia.
Liczba postów: 1,132
Liczba wątków: 20
Dołączył: 03.2009
Reputacja:
0
Norala napisał(a):Też bardzo mi się podobał, ale nie uznałabym go za ambitny.
Rzecz względna. Można z niego było wynieść więcej niż z polskich "ambitnych filmów", np. "Ono", "Mała Moskwa" czasem przytrafi mi się oglądać takie filmy, masochizm, bo znowu ktoś wmówił, że fajny polski film a ja dałem się nabrać.
Jakiś czas temu miałem nieszczęście być na filmie "33 sceny z życia" (akurat bilety mieliśmy za darmo, o tyle dobrze). Po 15 minutach miałem ochotę otworzyć sobie żyły, z nadzieją, że wykrwawię się przed półmetkiem. Całe szczęście, że mojej dziewczynie też się nie podobało i wyszliśmy z kina. Ogólnie film miał być w założeniu, taki twardy i realistyczny (rak, choroba i śmierć matki, wulgarność, oziębłość). Jak dla mnie był głupi i momentami ocierał się o groteskę, jak np. w scenie gdy jedna dorosła córka wali pięściami w szybę, płacząc i krzycząc do drugiej córki (która poszła na zakupy a potem, olała matkę): "Dawaj lody, dawaj kurwa lody!!! Dawaj lody!!!". Było więcej takich smaczków.
Wniosek jeden, zlikwidować dopłaty do sztuki w pierwszej kolejności. Jak rolnik dostanie wypłatę to jakoś sobie zainwestuje a produkty będą tańsze, a taki reżyser weźmie pieniądze na sztukę i nakręci gówno. Sztuka nie biorąca pod uwagę odbiorców nie jest już sztuką, a wzajemnym kółkiem adoracji: filmowców i krytyków. W USA może kręci się sporo idiotycznych filmów, które potem trafiają do kin, jednak powstają też dużo lepsze filmy na poziomie, jest też kino niezależne. Jeśli się komuś spodobał scenariusz i podejmie ryzyko inwestując w nakręcenie filmu (lub uzna, że po prostu warto nie patrząc się na pieniądze), jest więc większa szansa, że spodoba się widzom. Z dopłatami jest tak, że trzeba je po prostu wydać. Nie wiem jakie w Polsce są te kryteria, ale wiem, że są do dupy.
Xenomorph napisał(a):Stanisław Lem - jeden z najbardziej twórczych na świecie pisarzy sf, On sam się za pisarza sf nie uważał, zresztą za karę wykreślono go podobno z różnych list najlepszych pisarzy sf
Xenomorph napisał(a): SPOSÓB NA WIECZNOŚĆ
Dusza Wszechświata, o której pisał Coehlo, "ślad na drogach" który przywołuje Gałczyński, cząstka w całości, którą dostrzega Allende, i Solaris Lema - to wszystko nazwy na określenie tego samego. Nasze życie - które trwa tak krótko - wtapia się w wieczność. Ona trwa w nas, a my trwamy dzięki niej. Żyjąc na ziemi możemy próbować sięgać Nieba. Wtedy zostawimy po sobie to, co najpiękniejsze, i staniemy się nieśmiertelni. O tym dla mnie jest "Solaris". - Dejna ( http://www.film.org.pl/prace/solaris4.html)
Nie wiem co on brał przed projekcją tego filmu, ale trzeba koniecznie spróbować tego w tym zestawie samemu. :lol2:
Give me your lips for just a moment,
And my imagination will make that moment live.
Give me what you alone can give,
A kiss to build a dream on.
Liczba postów: 1,477
Liczba wątków: 28
Dołączył: 01.2006
Reputacja:
0
666gonzo666 napisał(a):a jednak. zrobił ze swoich filmów dzieła otaczane do dzisiaj kultem.
Nie znaczy ambitne:p
"NIE MA SPRAWIEDLIWOŚCI, JESTEM TYLKO JA"
Liczba postów: 310
Liczba wątków: 1
Dołączył: 05.2009
Reputacja:
0
Drednot napisał(a):Nie znaczy ambitne:p ambitne! JEDEN Z NAJLEPSZYCH FILMÓW! wprost uwielbiam. jak można gadać w filmie o niczym, a jednocześnie do tego niczego przyciągnąć widzów. bo pały w amsterdamie nie mają prawa cię przeszukać!
Liczba postów: 5,936
Liczba wątków: 16
Dołączył: 05.2005
Reputacja:
10
Płeć: nie wybrano
forge napisał(a):Ambitny Film? 
Gocek, a Ty co tam zobaczyłeś? Nie licząc pięknych kobiet i mojego ulubionego Xaviera Bardem, to zobaczyłem mnóstwo emocji, pytań egzystencjalnych, problem szczęścia, współczesny hedonizm, piękne zdjęcia itd.
Po prostu czułem ten film i czułem te postaci. Coś wspaniałego.
Wydaje się, że wiara w cuda znika w jednej dziedzinie tylko po to, by zagnieździć się w innej. Karol Marks
Jedyne, co - jak sobie pochlebiam - zrozumiałem bardzo wcześnie, jeszcze przed dwudziestką, to to, że nie powinno się płodzić. Emil Cioran
Kapitalizm bez bankructwa jest jak chrześcijaństwo bez piekła. Frank Borman
EL
Liczba postów: 5,461
Liczba wątków: 67
Dołączył: 08.2008
Reputacja:
0
Kultowe, uwielbiam, ale czy ambitne...
Właśnie, co to znaczy "ambitne"? Mające odbiorcy do przekazania jakieś superistotne treści, o ile dobrze rozumiem. Tylko, jak określić takie treści? Czy to jest rozmowa o polewaniu frytek majonezem (fuuuj), czy np. o istocie istnienia w teorii bytu Camusa? Czy jeszcze coś innego?
@Gocek: jak uważasz, są różne gusta. W sumie film nawet fajny.
[SIZE=1][SIZE=2][SIZE=1][SIZE=2]Burdel na forum powstaje, gdy moderatorzy forum postanawiają sprzeciwić się części działań członków Ekipy Honor.
Czat / IRC: http://pokazywarka.pl/jpqkgu/ - prosta instrukcja dołączania.[/SIZE][/SIZE][/SIZE][/SIZE]
Liczba postów: 54
Liczba wątków: 0
Dołączył: 01.2009
Reputacja:
0
Zawsze mi się wydawało, że ambicją Tarantino nie było robienie ambitnych filmów a raczej ich wykorzystywanie w celach zabawy kinem.
Chociaż może należałoby najpierw określić co jest kinem ambitnym, co wcale nie jest łatwe. Co dla jednego może być przebłyskiem geniuszu, dla drugiego prawdziwym sztormem głupoty i kiczu.
Ostatnio ambitniejsze filmy, którym poświęciłem swój czas to:
-1.0 - pierwszy film, który porusza temat nanotechnologii, a nie używa jej tylko jako efekciarskiego dodatku. Na uwagę zasługuje dodatkowo duszny i obskurny klimat.
- The thing - stary dobry horror, który trzyma poziom i jest pełen wiarygodnych bohaterów, a nie bandy niedorozwiniętych rozpieszczonych amerykańskich nastolatków i nie epatuje tą hollywoodzką emocjonalnością.
Liczba postów: 1,477
Liczba wątków: 28
Dołączył: 01.2006
Reputacja:
0
Koleś napisał(a):ambitne! JEDEN Z NAJLEPSZYCH FILMÓW! wprost uwielbiam. jak można gadać w filmie o niczym, a jednocześnie do tego niczego przyciągnąć widzów. bo pały w amsterdamie nie mają prawa cię przeszukać!
To, że przyciąga widzów nie znaczy, że jest ambitne. Dla mnie kino ambitne to kino ważne, kino, które coś w tobie zmienia kiedy je oglądasz, możesz go doświadczyć i rozwinąć się, uczestniczysz w nim i to pozostawia na tobie ślad i swój wpływ. Takie kino powinno prowokować do rozmyślań i pokazywać nowe punkty widzenia, rzeczy mniej oczywiste.
Tarantino to czysta rozrywka.
"NIE MA SPRAWIEDLIWOŚCI, JESTEM TYLKO JA"
Liczba postów: 953
Liczba wątków: 1
Dołączył: 06.2008
Reputacja:
0
Cytat:- The thing - stary dobry horror, który trzyma poziom i jest pełen wiarygodnych bohaterów, a nie bandy niedorozwiniętych rozpieszczonych amerykańskich nastolatków i nie epatuje tą hollywoodzką emocjonalnością.
Tak jest, ostatni horror, który mi się podobał.
Liczba postów: 230
Liczba wątków: 6
Dołączył: 06.2009
Reputacja:
0
Ambitne filmy?
Pi - "Wszystko można wyrazić liczbami"
Fight club - "Jesteśmy tylko roztańczonym, rozśpiewanym pyłem tego świata"
Piła (tylko i wyłącznie część pierwsza. Bardzo skrupulatnie przemyślana) - "I wonna play a game"
Cube i Cube2 (może nie ambitne ale...) - "Look, my hands are red"
Death note (to anime, nie film) - "Jestem L"
Donnie Darko - "Dlaczego nosisz to głupie ubranie królika"
Ściana Pink Floyd - "We don't need no education"
Twin Peaks (serial) - "Kto zabił Laure Pulmer"
Se7en - "What is in the box"
Memento - "To jest jak przebudzenie"
Ulica krokodyli - "..."
|