To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ankieta: W kwestiach gospodarczych popieram:
Nie posiadasz uprawnień, aby oddać głos w tej ankiecie.
Wolny rynek (w rozumieniu Szkoły Austriackiej - libertarianizm/radykalny liberalizm/radykalny koliber)
39.48%
122 39.48%
"Wolny rynek" (w rozumieniu czegoś w okolicach współczesnego USA)
22.01%
68 22.01%
Interwencjonizm
9.39%
29 9.39%
Socjalizm
8.09%
25 8.09%
Komunizm
5.50%
17 5.50%
Nie wiem
1.62%
5 1.62%
Żadna z dostępnych odpowiedzi mnie nie zadowala
13.92%
43 13.92%
Razem 309 głosów 100%
*) odpowiedź wybrana przez Ciebie [Wyniki ankiety]

Ocena wątku:
  • 10 głosów - średnia: 3.2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Socjalizm vs. liberalizm
Major w sumie wyjaśnił to najlepiej:
Cytat:Podsumowując:

Nie, nikt z Razem nie zarabia po 16 000 miesięcznie. To była jednorazowa wpłata ekstra tylko w roku wyborczym.

Nie, pieniądze nie zostały skradzione przez Razem, ale wydane na fundusz wyborczy SLD, co potwierdziła Rzepa.

Tak, jest to całkowicie legalne, co potwierdziła PKW przyjmując sprawozdanie partii.

Tak, z wynagrodzeniem możesz robić, co chcesz. Jeśli jesteś uczciwy wpłacisz na kampanię wyborczą partii, z której startujesz i która wydrukuje ci te cholerne plakaty. Jeśli jesteś nieuczciwy, to ukradniesz.

Tak, pieniądze podatników w ramach subwencji to pieniądze mające służyć kampanii wyborczej i summa summarum jej posłużyły. Nikt za nie pływał na Kajmanach.

Tak, kandydowanie kilku partii z listy jednej partii jest normalne, tak właśnie wygląda to w PIS, gdzie całą Zjednoczona Prawica kandyduje z partii Kaczyńskiego.

Tak, przepisy są absurdalne.

Słowem, przykro mi, drodzy przeciwnicy Partii Razem, Najpierw myśleliście, że oni tam zarabiają miesięcznie po 16 tysi. Potem, że coś zataili w oświadczeniach, potem wreszcie, że wpłacili za mało, a na końcu, że ukradli. Wszystko to jednak krew w piach i to tylko dlatego, że redaktor z onetu nie odróżnia brutto od netto. Cóż, zdarza się.

https://galopujacymajor.wordpress.com/20...-i-rzepie/
Dopóki rodzimy się i umieramy, póki światło jest w nas, warto się wkurwiać, trzeba się wkurwiać! Wciąż i wciąż od nowa.
Odpowiedz
Dobre. Najlepiej wyszły na tym właśnie portale dezinformacyjne. Duża klikalnosc artykułu i sru - wpada hajsiwo z reklam.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
Cytat:E-maile najbogatszego człowieka świata - CEO Amazona Jeffa Bezosa, a także szefów Facebooka, Google'a i Apple'a, ujawnił amerykański Kongres po historycznym przesłuchaniu tech-prezesów. Dokumenty dają wgląd w to, jak wyglądają układy pomiędzy największymi firmami technologicznymi świata, jak komunikują się z pracownikami prezesi czy wreszcie - jak Jeff Bezos błyskawicznie potrafi podjąć decyzję o przejęciu innej firmy za miliard dolarów.

[...]Kongresmeni podczas przesłuchania od czasu do czasu wspominali o tym, co znajduje się w e-mailach prezesów, ale po przesłuchaniu omawiane dokumenty pojawiły się na stronie komisji ds. sprawiedliwości. Nie wiadomo, czy komisja ujawniła je celowo, czy przypadkiem, szybko zniknęły z sieci. Świat zdążył jednak zobaczyć i uwiecznić korespondencję miliarderów, która daje - właściwie po raz pierwszy - wgląd w to, jak wyglądają ich biznesy od środka. Pokazuje też nierzadkie brudne zagrywki największych technologicznych firm świata czy układy pomiędzy nimi.

[...]Jak się okazało w środę, Amazon po prostu nie chciał zapłacić Apple'owi 30 proc. prowizji za możliwość sprzedaży swojej usługi przez Apple TV.

Jeff Bezos spotkał się więc z wiceprezesem Apple'a odpowiedzialnym za TV, Eddym Cue. Miliarder wynegocjował dla Amazona obniżkę prowizji o połowę - do 15 proc. Wkrótce po zawarciu tej umowy, Amazon zaczął sprzedawać na swojej platformie produkty Apple.

Można by powiedzieć: zwykły deal, jakich wiele w biznesie. Umowa ta - o której Bezos i Cue pisali w ujawnionych wiadomościach - przeczy jednak zeznaniom Tima Cooka złożonym pod przysięgą w Kongresie. Cook bowiem przekonywał, że Apple na swoich platformach traktuje wszystkie aplikacje tak samo. Tymczasem okazuje się, że gigant Amazon mógł liczyć na lepsze traktowanie, co stawia w szczególnej sytuacji mniejsze podmioty, które też mogłyby chcieć udostępniać swoje treści przez Apple TV.

[...]W wiadomościach widać też było, jak Amazon podchodził do akwizycji innej firmy - Quidsi, operatora kilku e-sklepów, w tym witryny sprzedającej pieluchy. Z e-maili wynika, że Amazon uważał Quidsi za największą krótkoterminową konkurencję w niektórych segmentach, w tym sprzedaży pieluch. Dlatego gigant drastycznie obniżył ceny tych produktów na swojej stronie. Jeden z zarządzających Amazonem określił to jako "bardziej agresywny plan wygrania" z konkurentem.

"Musimy dopasować ceny do tych kolesi, niezależnie od kosztów" - pisał jeden z managerów Amazona. Oczywiście, w ten sposób firma Jeffa Bezosa "wykrwawiała" niskimi cenami konkurenta, który nie mógł sobie pozwolić na tak dużą zmianę swojego cennika. Ostatecznie Amazon przejął Quidsi za ok. 500 mln dol. w 2010 r., a siedem lat później całkowicie zamknął ten biznes.

[...]Zuckerberg mailował o przejęciu Instagrama z ówczesnym CFO Facebooka Davidem Ebersmanem. Ten drugi dopytywał Zuckerberga, po co mają dokonywać przejęć: by "zneutralizować konkurenta"; pozyskiwać talenty; czy może by zintegrować przejęte usługi z własnymi? Co ciekawe, Ebersman wskazywał, że akwizycja w celu neutralizacji konkurenta to raczej słaby powód, bo zawsze pojawi się jakaś nowa firma-konkurent, a część klientów zawsze będzie wolała niszowy produkt niż ten od lidera rynku. W odpowiedzi Zuckerberg odparł, że neutralizacja konkurenta może jednak dać Facebookowi więcej czasu na przygotowanie się na kolejnego rywala.

Dwa miesiące później Zuckerberg wskazywał też Ebersmanowi, że chociaż Pinterest i Foursquare to "rynki potencjalnie bardziej wartościowe niż zdjęcia", w których działał Instagram, to właśnie Instagram mógłby "znacząco zaszkodzić" Facebookowi, nawet jeśli nie stanie się duży. "Co do pozostałych, jeśli staną się duzi, po prostu będziemy żałować, że ich nie przejęliśmy" - ukrócił Zuckerberg. Ta wymiana maili odbyła się 5 kwietnia 2012 r., a 9 kwietnia - czyli raptem cztery dni później - Facebook przejął Instagrama za miliard dolarów. Kwota wówczas wydawała się szokująca jak na startup z trzynastoma pracownikami.

[...]


Jak zapobiec takim sytuacjom w wolnym rynku? Czy to paradoks kapitalizmu, że w końcu prowadzi do sytuacji, w której Kapitan Państwo musi interweniować?

I co gdy Kapitan Państwo będzie lobbowany przez koncern o większym budżecie niż cały kraj?

link https://businessinsider.com.pl/firmy/str...ie/zkw5y0x
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
lumberjack napisał(a): Jak zapobiec takim sytuacjom w wolnym rynku? Czy to paradoks kapitalizmu, że w końcu prowadzi do sytuacji, w której Kapitan Państwo musi interweniować?
Sytuacjom, w których jedna firma sprzedaje swoje produkty po niższych cenach, niż konkurencja? Tylko nie to!

lumberjack napisał(a): I co gdy Kapitan Państwo będzie lobbowany przez koncern o większym budżecie niż cały kraj?
To samo, co w sytuacji, gdy jest lobbowany przez koncerny o mniejszym lub takim samym. Nie dać się lobbować. To jest, jak zawsze, problem korupcji władzy, a nie zamożności korporacji. Potrzebne są prawne bezpieczniki, transparentność działań i obywatele, którzy nie mają tego w dupie (w państwach demokratycznych, bo w dyktaturkach to już pozamiatane).
Odpowiedz
żeniec napisał(a):
lumberjack napisał(a): I co gdy Kapitan Państwo będzie lobbowany przez koncern o większym budżecie niż cały kraj?
To samo, co w sytuacji, gdy jest lobbowany przez koncerny o mniejszym lub takim samym. Nie dać się lobbować. To jest, jak zawsze, problem korupcji władzy, a nie zamożności korporacji.
Tylko że w żadnym, najbardziej idealnym nawet ustroju zbudowanym w materialnym świecie, poziom korupcji nie będzie zerowy. Nigeryjski urzędnik da się przekupić za pisiont groszy. Szwajcarski da się skusić za o wiele więcej, ale dla każdego istnieje taka skończona kwota, za którą się da. Dobre państwo to takie, w którym nikt nie dysponuje taką kwotą, albo jest ona po prostu wyższa niż spodziewany zysk z korupcji.
Cytat:Potrzebne są prawne bezpieczniki, transparentność działań i obywatele, którzy nie mają tego w dupie (w państwach demokratycznych, bo w dyktaturkach to już pozamiatane).
Wszystkie te czynniki zwiększają koszt korupcji, dlatego oczywiście są bardzo ważne. Nigdy jednak nie będzie on nieskończony. Społeczeństwo dobrze zorganizowane może wytrzymać o wiele większe różnice majątkowe, niż prymitywne. W tym ostatnim każde pieniądze powodują nierówność w traktowaniu. Wynika to po prostu z niskich kosztów korupcji. Kiedy jednak zysk z korupcji przekracza koszt uczynienia z urzędnika miliardera, to na taką inwestycję zawsze się znajdzie chętnego nawet w Danii czy Finlandii.

Dlatego powszechnie stosowanym środkiem zwiększającym koszt korupcji jest rozłożenie odpowiedzialności na wiele osób, czyli rozrost biurokracji. Jeśli jakąś decyzję musi podpisać stu urzędasów, to tym samym koszt korupcji zwiększa się stukrotnie, i podobnie zmniejsza się ryzyko jej wystąpienia. Łatwo zauważyć, że im większe bogactwo, tym proporcjonalnie musi się zwiększać liczba biurokratów, aby utrzymać znośny poziom korupcji.
Odpowiedz
żeniec napisał(a): Sytuacjom, w których jedna firma sprzedaje swoje produkty po niższych cenach, niż konkurencja? Tylko nie to!

To jest zdrowa sytuacja, ale jeśli pijesz do Amazona i Quidsi, to mamy tu do czynienia z dumpingiem i wrogim przejęciem w celu zniszczenia. Ciekawe jakie teraz ceny pieluch ma Amazon, kiedy już pozbył się konkurencji.

żeniec napisał(a): To samo, co w sytuacji, gdy jest lobbowany przez koncerny o mniejszym lub takim samym. Nie dać się lobbować. To jest, jak zawsze, problem korupcji władzy, a nie zamożności korporacji. Potrzebne są prawne bezpieczniki, transparentność działań i obywatele, którzy nie mają tego w dupie (w państwach demokratycznych, bo w dyktaturkach to już pozamiatane).

Urwał nać, czy Niemcy to dyktatura? Bo jakoś bardzo ważni urzędnicy państwowi, przedstawiciele władzy tacy jak Schroeder zasiadają teraz w firmach powiązanych z NS2. Jeśli jedno z najbogatszych państw świata, które musi mieć sprawnie działające prawo, daje się zlobbować dyktaturce takiej jak Rosja, to tym bardziej da dupy megabogatym koncernom.

ZaKotem napisał(a): Dlatego powszechnie stosowanym środkiem zwiększającym koszt korupcji jest rozłożenie odpowiedzialności na wiele osób, czyli rozrost biurokracji. Jeśli jakąś decyzję musi podpisać stu urzędasów, to tym samym koszt korupcji zwiększa się stukrotnie, i podobnie zmniejsza się ryzyko jej wystąpienia. Łatwo zauważyć, że im większe bogactwo, tym proporcjonalnie musi się zwiększać liczba biurokratów, aby utrzymać znośny poziom korupcji.

Czyli w takim komunizmie, gdzie był pierdyliard urzędników, którzy wścibiali swoje nochale w pełen wachlarz przeróżnych dziedzin, korupcja była najniższa. A taki rząd PiSowski, który powołał największą w historii III RP ilość ministrów i wiceministrów, jest najmniej skorumpowanym rządem ostatnich lat.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
lumberjack napisał(a): Czyli w takim komunizmie, gdzie był pierdyliard urzędników, którzy wścibiali swoje nochale w pełen wachlarz przeróżnych dziedzin, korupcja była najniższa.
W Polsce za "komuny" ilość urzędników była kilkakrotnie mniejsza niż obecnie.
[Obrazek: sc.png]

Cytat:A taki rząd PiSowski, który powołał największą w historii III RP ilość ministrów i wiceministrów, jest najmniej skorumpowanym rządem ostatnich lat.
Ale za PiSu to nie są urzędy, tylko synekury. I tak o wszystkim decyduje Prezes, czyli faktyczna administracja jest odchudzona do minimum, do jednej osoby, według zasady minarchii.
Odpowiedz
ZaKotem napisał(a): W Polsce za "komuny" ilość urzędników była kilkakrotnie mniejsza niż obecnie.

To jakiś paradoks.

ZaKotem napisał(a): I tak o wszystkim decyduje Prezes, czyli faktyczna administracja jest odchudzona do minimum, do jednej osoby, według zasady minarchii.

Minarchia to państwo minimum, a nie faktyczna władza prezesa + państwo moloch z rozpasaną, kilkukrotnie większą liczbą urzędników niż za komuny.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
ZaKotem napisał(a):
lumberjack napisał(a): Czyli w takim komunizmie, gdzie był pierdyliard urzędników, którzy wścibiali swoje nochale w pełen wachlarz przeróżnych dziedzin, korupcja była najniższa.
W Polsce za "komuny"  ilość urzędników była kilkakrotnie mniejsza niż obecnie.
To nawet sobie nie możesz wyobrazić ilu urzędników zatrudnia np. administracja francuska.
Takie np. ichnie ministerstwo kultury, z którym miałem kiedyś do czynienia, to prawdziwy moloch, zatrudniający więcej niż cały polski rząd.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
Odpowiedz
lumberjack napisał(a): Minarchia to państwo minimum, a nie faktyczna władza prezesa + państwo moloch z rozpasaną, kilkukrotnie większą liczbą urzędników niż za komuny.
A bo widzisz, tak jak socjalizm realny różnił się od idealistycznych wizji Marksa, tak minarchizm realny różni się od idealistycznych wizji Rothbarda.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.
Odpowiedz
ZaKotem napisał(a): Tylko że w żadnym, najbardziej idealnym nawet ustroju zbudowanym w materialnym świecie, poziom korupcji nie będzie zerowy. Nigeryjski urzędnik da się przekupić za pisiont groszy. Szwajcarski da się skusić za o wiele więcej, ale dla każdego istnieje taka skończona kwota, za którą się da. Dobre państwo to takie, w którym nikt nie dysponuje taką kwotą, albo jest ona po prostu wyższa niż spodziewany zysk z korupcji.
Generalnie się zgadzam. Na szczęście pieniądze mają malejącą użyteczność krańcową, a zyski z korupcji również są skończone, więc nawet posiadanie przez korporację "nieskończonych" środków na korumpowanie niewiele zmienia, bo powyżej pewnego poziomu korumpowanie przestaje się opłacać.

ZaKotem napisał(a): Dlatego powszechnie stosowanym środkiem zwiększającym koszt korupcji jest rozłożenie odpowiedzialności na wiele osób, czyli rozrost biurokracji. Jeśli jakąś decyzję musi podpisać stu urzędasów, to tym samym koszt korupcji zwiększa się stukrotnie, i podobnie zmniejsza się ryzyko jej wystąpienia. Łatwo zauważyć, że im większe bogactwo, tym proporcjonalnie musi się zwiększać liczba biurokratów, aby utrzymać znośny poziom korupcji.
Interesujące spojrzenie i ma to nawet anty-intuicyjny sens. Żeby tylko jeszcze rzeczywiście tak było, że biurokracja rozrasta się właśnie w tym celu, a nie żeby sprostać rozrastającej się biurokracji Oczko Gdyby rzeczywiście biurokracja ukracała istotnie korupcję, to byłaby korelacja pomiędzy wielkością administracji (jaki % zatrudnienia stanowi sektor publiczny), a np. CPI. Policzyłem (dane na rok 2015, państwa, dla których były dane) i korelacja co prawda jest, ale... słaba: 0,22.

Jeszcze mniej korupcji jest w sprawach, w których urzędnicy w ogóle nie mogą gmerać, chociaż to jest podobny problem, bo lobbowanie może być o to, by zacząć mogli. Wtedy faktycznie przydaje się rozproszenie procesu decyzyjnego np. przez demokrację.
Odpowiedz
ZaKotem napisał(a): W Polsce za "komuny"  ilość urzędników była kilkakrotnie mniejsza niż obecnie.
(...)

Wydaje mi się, że ten wykres jest zbyt bezreflesyjnie powtarzany. Po pierwsze, akurat rok 1989 był po okresie zmniejszania się liczby urzędników w PRL a obecnie mamy zwyżki (patrz porównanie na stronie <1>). W 1955 mieliśmy ich ponoć rekordowe 365 tys (źródło niepewne bo tylko notatka na wykopie <2>) . Po drugie, nie zapominajmy, że opróczu urzędników państwowych mieliśmy urzędników partyjnych niejednokrotnie dublujących zadania państwowe, zwłaszcza te decyzyjne. Na samym szczycie sekretarz partii decydował o tym, a przewodniczący rady państwa wykonywał. Zdarzały się "unie personalne" funckji partyjnych i państwowych, ale nie było to regułą.

<1> http://www.spoleczenstwo.pl/lewiatan/

<2> https://www.wykop.pl/wpis/32261601/biuro...dnikow-w-/

_______________

ZaKotem napisał(a): Dlatego powszechnie stosowanym środkiem zwiększającym koszt korupcji jest rozłożenie odpowiedzialności na wiele osób, czyli rozrost biurokracji. Jeśli jakąś decyzję musi podpisać stu urzędasów, to tym samym koszt korupcji zwiększa się stukrotnie, i podobnie zmniejsza się ryzyko jej wystąpienia. Łatwo zauważyć, że im większe bogactwo, tym proporcjonalnie musi się zwiększać liczba biurokratów, aby utrzymać znośny poziom korupcji.

Także tu powołując się na nie tak dawną historię nie mogę się zgodzić. W hierarchicznym systemie nie trzeba przekupywać stu urzędasów, wystarczy tylko wiedzieć, który z tych stu sprawuje pieczę nad pozostałymi 99. To funkcjonowało także oddolnie, urzędnicy niższych szczebli wiedzieli, że muszą regularnie "odpalać dolę" szefowi. Tak powstawała piramida korupcji od bazy aż po szczyt.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Koh 3:1-8 (edycje własne)
Odpowiedz
bert04 napisał(a): Także tu powołując się na nie tak dawną historię nie mogę się zgodzić. W hierarchicznym systemie nie trzeba przekupywać stu urzędasów, wystarczy tylko wiedzieć, który z tych stu sprawuje pieczę nad pozostałymi 99. To funkcjonowało także oddolnie, urzędnicy niższych szczebli wiedzieli, że muszą regularnie "odpalać dolę" szefowi. Tak powstawała piramida korupcji od bazy aż po szczyt.
Byle jaka biurokracja nie wystarcza, istotna jest jej struktura. Efekt, który opisuje ZaKotem, działa, gdy na decyzje trzeba mieć kontrasygnaty niezależnych urzędników. Dlatego zapewne korelacja pomiędzy niekorupcyjnością, a wielkością biurokracji, jest generalnie słaba.
Odpowiedz
żeniec napisał(a): Byle jaka biurokracja nie wystarcza, istotna jest jej struktura. Efekt, który opisuje ZaKotem, działa, gdy na decyzje trzeba mieć kontrasygnaty niezależnych urzędników. Dlatego zapewne korelacja pomiędzy niekorupcyjnością, a wielkością biurokracji, jest generalnie słaba.

Być może istnieje korelacja pośrednia. W biurokracji hierarchicznej ta sama osoba może być ministrem, prokuratorem generalnym, członkiem KRS i jeszcze posłem na dokładkę. Im wcześniej się cofniemy (wstecz :-P ) w czasie, tym więcej funkcji będzie wykonywanych przez coraz węższe grono osób. Aż w końcu wylądujemy w samodzierżawiu, gdzie pan (król, senior lenny czy inny namiestnik jakiegoś terenu) był prawodawcą, sędzią i wykonawcą władzy.

(Nie oznacza to oczywiście, że w każdym przypadku zwiększenie ilości urzędników oznacza zwiększenie balansu i wzajemnej kontroli, w systemach hierarchicznych podobny efekt może być wywołany przez nepotyzm, synekurę czy inną nomenklaturę)
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Koh 3:1-8 (edycje własne)
Odpowiedz
Rzeczpospolita 19.11.2017
Prof. Szahaj: Fundamentalny błąd libertarian
"(...)
W podejściu libertariańskim kryje się fundamentalny błąd. Polega on na postrzeganiu jednostek jako niezależnych od siebie atomów, które krążą swobodnie we wspólnej przestrzeni, wchodząc jedynie w te relacje, których sobie życzą. Takie postrzeganie życia ludzkiego to niebezpieczna fikcja. Nasze działania mają bowiem skutki znacznie szersze, niż to sobie wyobrażamy, i – czy tego chcemy czy nie – angażują innych ludzi. Jesteśmy od siebie zależni, wpływamy na siebie i z konieczności tworzymy sieć relacji, z których jedynie niektóre znajdują się pod naszą kontrolą. Dlatego potrzebna jest instancja, która owe relacje będzie regulować. Także i dlatego, że bez tych regulacji grozi nam dominacja silniejszego, który bez pardonu wykorzystywać będzie swoją pozycję, aby podporządkować sobie innych ludzi.
(...)
O naiwnym złudzeniu można także mówić w przypadku anarchokapitalizmu. Idealizuje on i absolutyzuje nie tylko wolność, ale także własność prywatną. Tworzy „kapitalizmu model liryczny", wedle którego na w pełni doskonałym, wolnym rynku spotykają się podmioty dobrowolnie wchodzące ze sobą w relacje wymiany, dla wszystkich tak samo korzystne. Naiwność i utopijność anarchokapitalizmu jest oczywista. Rynek kapitalistyczny nie mógł powstać bez pomocy państwa i bez jego udziału nie może także trwać. Musi istnieć prawo chroniące własność prywatną oraz instancja, która będzie zapewniać bezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne, a także przeciwdziałać tworzeniu się monopoli, które powstają w wyniku połykania przez silniejsze podmioty gospodarcze słabszych. Kapitalizm jest bowiem ciągłą walką, a nie tylko owocną dla wszystkich współpracą; szkoda, że nie zdają sobie z tego sprawy młodzi zwolennicy libertarianizmu, których w Polsce jest tak wielu. Naiwnie sadzą, że w walce tej na pewno wygrają, bo są młodzi, zdrowi i wierzą w swoje siły.

Podobnie błędne jest przekonanie, że własność prywatna jest święta i nic nigdy nie ma prawa jej podważać. Tymczasem stanowi ona pewien wynalazek społeczny, który ma swoje walory, ale także wady. Do tych ostatnich należy m.in. możliwość korzystania z niej w sposób, który zagraża życiu i dobru innych ludzi. Wtedy np., gdy na czyjejś ziemi składowane są szkodliwe dla zdrowia odpady. W tym sensie tak jak nie można absolutyzować wolności, nie można też absolutyzować wartości, jaką stanowi własność prywatna. Chodzi raczej o to, jak zachowując te wartości, zharmonizować je z innymi, takimi jak równość, sprawiedliwość, braterstwo czy dobro wspólne.

Jak chronić prawa i interesy jednostek, nie pozwalając zarazem, aby były one wykorzystywane w imię dominacji silniejszego? Jak zachować równowagę pomiędzy państwem traktowanym jako dobro wspólne a wolnym rynkiem, jak dopuszczać w imię owego dobra wspólnego pewną dawkę paternalizmu państwa, nie pozwalając mu na całkowite kierowanie naszym życiem (gorsze od państwa minimalnego może być bowiem jedynie państwo wszędobylskie)? Są to kwestie, o które faktycznie warto się spierać, odrzucając jednocześnie libertarianistyczne mrzonki o życiu wolnym od państwa, w doskonałym ustroju powszechnej szczęśliwości opierającej się na w pełni wolnych i dobrowolnych umowach międzyludzkich. Mrzonki niebezpieczne, bo ukrywające faktyczny charakter życia w warunkach nieuregulowanej konkurencji, walki o przetrwanie i całkowitego utowarowienia wszystkich aspektów ludzkiej egzystencji jako koniecznego skutku rozciągnięcia logiki działania kapitalizmu na całe życie."

W pełni się zgadzając nie tylko z tymi fragmentami, polecam cały tekst Andrzeja Szahaja dostępny tu: https://www.rp.pl/Plus-Minus/311169895-P...arian.html
Odpowiedz
Vanat napisał(a): Kapitalizm jest bowiem ciągłą walką, a nie tylko owocną dla wszystkich współpracą; szkoda, że nie zdają sobie z tego sprawy młodzi zwolennicy libertarianizmu, których w Polsce jest tak wielu. Naiwnie sadzą, że w walce tej na pewno wygrają, bo są młodzi, zdrowi i wierzą w swoje siły.
Czy autor nie widzi sprzeczności tych dwóch zdań? Jeżeli ktoś nie zdaje sobie sprawy z tego, że kapitalizm jest walką, to nie liczy na wygraną w walce, a jak liczy, to raczej zdaje sobie sprawę z istnienia walki.

Cytat:Podobnie błędne jest przekonanie, że własność prywatna jest święta i nic nigdy nie ma prawa jej podważać. Tymczasem stanowi ona pewien wynalazek społeczny, który ma swoje walory, ale także wady. Do tych ostatnich należy m.in. możliwość korzystania z niej w sposób, który zagraża życiu i dobru innych ludzi. Wtedy np., gdy na czyjejś ziemi składowane są szkodliwe dla zdrowia odpady. W tym sensie tak jak nie można absolutyzować wolności, nie można też absolutyzować wartości, jaką stanowi własność prywatna. Chodzi raczej o to, jak zachowując te wartości, zharmonizować je z innymi, takimi jak równość, sprawiedliwość, braterstwo czy dobro wspólne.
No jak nie można, jak można. Nie twierdzę, że to jedynie słuszne podejście, ale jak najbardziej można przedstawić etykę, w której podstawową, a wręcz jedyną wartością jest św. własność, a której efekty będą zgodne z intuicją normalnego człowieka. Np. szkodliwość odpadów polega na tym, że odrywają się od nich jakieś cząsteczki chemiczne (albo cząstki elementarne, w przypadku odpadów promieniotwórczych) i oddziałują z otoczeniem, które to otoczenie niekoniecznie jest własnością właściciela odpadów. A jeżeli istnieje jakieś fizyczne oddziaływanie między cudzymi odpadami a moim ogródkiem albo moim ciałem, to jest to oczywiste naruszenie mojej św. własności. Przechowywanie swoich toksycznych odpadów na swoim terenie nie różni się więc niczym od strzelania ze swojej armaty swoim pociskiem do cudzego domu. Jest to prosty problem Pawła i Gawła: trąbka jest twoja i mieszkanie jest twoje, ale fale dźwiękowe wydobywające się z twojej trąbki też są twoje i ta twoja własność nie trzyma się twojego mieszkania, tylko wchodzi nieproszona do cudzego tak jak twoja krowa na cudze pole.

Problem z etyką libertariańską nie na tym polega, że wyciągane z niej konsekwencje są niemoralne, ale na tym, że te konsekwencje nie są wyciągane. Większość kuców zwących się libertarianami stosuje ją wybiórczo i niekonsekwentnie, co pokazuje, że być może nie ma sensu próbować tej etyki rozpowszechniać, skoro nawet dość inteligentni ludzie są w stanie jej nie zrozumieć.
Odpowiedz
Podstawowy problem z libertarianizmem jest prosty - własność jest pochodną państwa i bez niego w zasadzie nie istnieje. W ustrojach bezpaństwowych mamy albo wspólne użytkowanie, albo czasową kontrolę zależną od aktualnej równowagi sił.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.
Odpowiedz
ZaKotem napisał(a): Problem z etyką libertariańską nie na tym polega, że wyciągane z niej konsekwencje są niemoralne, ale na tym, że te konsekwencje nie są wyciągane. Większość kuców zwących się libertarianami stosuje ją wybiórczo i niekonsekwentnie, co pokazuje, że być może nie ma sensu próbować tej etyki rozpowszechniać, skoro nawet dość inteligentni ludzie są w stanie jej nie zrozumieć.

Nie wiem czy mówienie o "etyce libertariańskiej" nie jest nadużyciem, bo jest ona dość szczątkowa i nie ma konsensusu.
The Phillrond napisał(a):(...)W moim umyśle nadczłowiekiem jawi się ten, kogo nie gnębi strach przed  nieuniknionym i kto dąży do harmonijnego rozwoju ze świadomością stanu  rzeczy

“What warrior is it?”

“A lost soul who has finished his battles somewhere on this planet. A pitiful soul who could not find his way to the lofty realm where the Great Spirit awaits us all.”


.
Odpowiedz
kmat napisał(a): Podstawowy problem z libertarianizmem jest prosty - własność jest pochodną państwa

A tu bym się zastanowił. Własność to w końcu efekt ekonomicznej przewagi zysków nad stratami. Państwa nie ma na pustych platofrmach wiertniczych, a jakoś nie ma wielu przypadków ich zajmowania. Koszty zajęcia są tu większe niż zyski, więc de facto rządzi ekonomia.

Cytat: i bez niego w zasadzie nie istnieje. W ustrojach bezpaństwowych mamy albo wspólne użytkowanie, albo czasową kontrolę zależną od aktualnej równowagi sił.

Mieliśmy. Dzisiaj mamy morza dobrobytu i morza wysychającej biedy. Tego nie było nigdy, rzutowanie zaszłości nie daje tych samych efektów dzisiaj.
Sebastian Flak
Odpowiedz
Gawain napisał(a): Państwa nie ma na pustych platofrmach wiertniczych, a jakoś nie ma wielu przypadków ich zajmowania. Koszty zajęcia są tu większe niż zyski, więc de facto rządzi ekonomia.
Pusta platforma wiertnicza nie jest wartościowym zasobem. Wyremontowany pustostan już tak..
Realia są proste - własność wymaga jakiegoś katastru, żeby było wiadomo co jest czyje, i aparatu represji, który by tego pilnował. Czyli państwa Uśmiech Libertarianizm usiłuje to substytuować, uwaga, aksjomatem o nieagresji. Sorry, ale nie jestem przekonany do takiego rozwiązania.
Gawain napisał(a): Mieliśmy. Dzisiaj mamy morza dobrobytu i morza wysychającej biedy.
No ale co to zmienia?
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości