To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Cel nadrzędny: przetrwanie narodu
#21
lumberjack napisał(a): No taka, że ten pierwszy przeżył całe życie, a ten drugi prawie w ogóle nic nie przeżył. Nie wiem jak ty ale ja lubię życie. Może i jest chujowe, ale jest też fajne i chciałbym przeżyć jak najdłużej aż do szybkiej śmierci na starość. A jak jakieś choróbsko ma mnie na sam koniec uczynić jakąś roślinką, to wybiorę eutanazję.
A w jaki sposób odczujesz żal z powodu tego, że przeżyłeś krótkie życie zamiast długiego, gdy już nie będziesz żył?

Mapa Burzowa napisał(a): Jeżeli chcesz absolutnego obiektywizmu, to o takie sprawy nie pytaj przedstawicieli Homo Sapiens, bo o ile obiektywnie wyjaśnią przyczyny, to w odniesieniu do sensu obiektywizmu nie zachowają, bo wtedy będą mówić o sobie, więc będzie to zawsze ocena subiektywna. Zakładam, że z tego też zdajesz sobie sprawę.
Subiektywnie możesz odczuwać sens w powstrzymywaniu się od jedzenia i picia, żeby przybrać na wadze i być nawodnionym...
Czy to ma wtedy sens jakikolwiek?

zefciu napisał(a): Rzeczy mają „sens” wtedy gdy czemuś służą. Ostatecznie zaś muszą służyć czemuś subiektywnemu.
A czemu służy cierpienie celem uniknięcia czegoś, co nie może się zgodnie z założeniami wydarzyć?
Wydarzyć może się tylko to, co zostanie odczute w formie doznania. Nieistnienia nie można odczuć w formie doznania, a więc nieistnienie się nie wydarzy. Dlaczego więc ludzie decydują się cierpieć (żyć), żeby uchronić się przed nieistnieniem, które i tak się wydarzyć nie może, bo nigdy go nie doznają? Czy to nie jest walka z wiatrakami?
Wszelkie doznanie smutku na myśl o własnym nieistnieniu może się przecież zadziać wyłącznie wtedy, kiedy się istnieje. A więc istnienie jest rodzajem potrzeby, która zawsze jest zaspokojona. To swego rodzaju tautologia - jeśli potrzebuję istnieć, to istnieję. To zdanie, które nie może być fałszywe, bo nie można nie istnieć i potrzebować istnieć zarazem.

Dążąc do przedłużenia własnego istnienia popadamy więc w sprzeczność, ponieważ takie dążenie nie może się zakończyć niepowodzeniem, bo jeśli przestaniemy istnieć, to przecież nie będziemy o tym wiedzieć.
Wiedzieć możemy tylko o tym, że istniejemy. A więc istniejemy zawsze, bez względu na okoliczności, bo tylko istnienia możemy doznać.
Odpowiedz
#22
max99 napisał(a): A czemu służy cierpienie celem uniknięcia czegoś, co nie może się zgodnie z założeniami wydarzyć?
Temu, co jest dla niebytu alternatywą.

Cytat:Nieistnienia nie można odczuć w formie doznania, a więc nieistnienie się nie wydarzy.
No tak. Ale nie wydarzy się też wachta świtowa na Borchardcie, czytanie najnowszej książki i poznawanie najnowszej technologii. A przecież potencjalnie wydarzyć się mogą.

Cytat:Dlaczego więc ludzie decydują się cierpieć (żyć), żeby uchronić się przed nieistnieniem, które i tak się wydarzyć nie może, bo nigdy go nie doznają?
Po pierwsze dlatego, że mają strach przed śmiercią „zaszyty” przez ewolucję. Po drugie — j.w.
Odpowiedz
#23
kmat napisał(a): Nie ma bata maxiu
Ej. Stop. Bez takich postów. Wiadomo, że to żart, ale lepiej tak nie żartujmy.
"I sent you lilies now I want back those flowers"
Odpowiedz
#24
zefciu napisał(a):Temu, co jest dla niebytu alternatywą.
To fałszywa alternatywa, bo niebytu nie ma. Tak jak pisałem wcześniej, niebytu nie można doznać. Nie ma więc mowy o dwóch alternatywnych doznaniach: jednym przyjemnym, a drugim przykrym. Nigdy nie zajdzie to drugie, bo zajść nie może.

zefciu napisał(a):Ale nie wydarzy się też wachta świtowa na Borchardcie, czytanie najnowszej książki i poznawanie najnowszej technologii. A przecież potencjalnie wydarzyć się mogą.
A jak brak tych wydarzeń będzie przeszkadzał komuś, kto nie będzie w stanie doświadczyć ich braku?
To nie brak tych doznań stanowi problem, ale myślenie o ich potencjalnym braku. Źródłem dyskomfortu jest myślenie o potencjalnym braku tych przyszłych doznań, a nie faktyczny brak tych potencjalnych przyszłych doznań.

zefciu napisał(a):Po pierwsze dlatego, że mają strach przed śmiercią „zaszyty” przez ewolucję.
Ale ja nie o to pytam.
Odpowiedz
#25
No okej. Max po prostu powtarza po Epikurze. Ekipur tako rzekł:
„Śmierć nie dotyczy nas, ponieważ gdy istniejemy, śmierci jeszcze nie ma, a gdy śmierć jest, nas już nie ma.”
Tyle że poza damnum emergens istnieje też lucrum cessans. Czyli co? A to, że po śmierci trupy na Ziemi już nie cierpią - fakt, ale zarazem nie są zaznają też szczęścia. A lepiej, żeby szczęście było, niż żeby go nie było. Stąd zagłada ludzkości byłaby tragedią. Straszną.
I tyle.
"I sent you lilies now I want back those flowers"
Odpowiedz
#26
Ayla Mustafa napisał(a): No okej. Max po prostu powtarza po Epikurze. Ekipur tako rzekł:
„Śmierć nie dotyczy nas, ponieważ gdy istniejemy, śmierci jeszcze nie ma, a gdy śmierć jest, nas już nie ma.”
Tyle że poza damnum emergens istnieje też lucrum cessans. Czyli co? A to, że po śmierci trupy na Ziemi już nie cierpią - fakt, ale zarazem nie są zaznają też szczęścia. A lepiej, żeby szczęście było, niż żeby go nie było. Stąd zagłada ludzkości byłaby tragedią. Straszną.
I tyle.
Nie znałem tego Epikura, ale zgadzam się z nim.

Brak szczęścia nie jest negatywny, jeśli nie wiąże się z frustracją.
Można sobie wyobrazić nieskończoną ilość potencjalnych potrzeb, które mogłabyś spełniać i odczuwać z tego satysfakcję. Jednak gdybym Ci część tych potencjalnych potrzeb zaproponował jako Twoje nowe autentyczne potrzeby, to na pewno sporą część z nich (jeśli nie większość) byś odrzuciła.
Można sobie więc wyobrazić taką potrzebę, której byś nie chciała mieć i cieszyć się z jej spełniania.
Skoro więc można uznać, że lepiej mieć jedną potrzebę mniej niż więcej, to można metodą indukcji rozszerzyć to na wszystkie potrzeby, które się aktualnie posiada, co skutkować będzie zanikiem egzystencji.

Idąc Twoim rozumowaniem należałoby uznać, że wszyscy, którzy nigdy nie powstali (nigdy się nie urodzili), są z tego powodu jakoś wyjątkowo stratni względem Ciebie.
Odpowiedz
#27
max99 napisał(a): To fałszywa alternatywa, bo niebytu nie ma.
Moje istnienie dzisiaj było, zaręczam, bardzo realne. Fakt, że gdybym wczoraj się przekręcił, to bym dzisiejszego dnia nie doświadczył tego nie zmienia.

Cytat:Nie ma więc mowy o dwóch alternatywnych doznaniach: jednym przyjemnym, a drugim przykrym.
Ale ja nigdy o tym nie mówiłem. Rozumiem osoby, które są tak pogrążone w cierpieniu, że chcą swoją egzystencję zakończyć.

Cytat:Ale ja nie o to pytam.
Zapytałeś o powód, dla którego ludzie unikają śmierci. A to prawdopodobnie jest powód główny (a świadome myślenie o tym, że życie może być fajne jest poboczne).
Odpowiedz
#28
zefciu napisał(a):Moje istnienie dzisiaj było, zaręczam, bardzo realne. Fakt, że gdybym wczoraj się przekręcił, to bym dzisiejszego dnia nie doświadczył tego nie zmienia.
Natomiast gdybyś się przekręcił, tobyś nie doświadczył tego, że nie doświadczasz. W jaki więc sposób miałoby to być czymś negatywnym dla Ciebie, skoro byś nie mógł doświadczyć tej negatywności? Czyż to nie jest zbrodnia bez ofiary? Bo kto wtedy powie: "To ja jestem ofiarą swojego nieistnienia"?

zefciu napisał(a):Rozumiem osoby, które są tak pogrążone w cierpieniu, że chcą swoją egzystencję zakończyć.
Chodzi o to, że nawet gdyby był w niesamowicie szczęśliwej euforii, to i tak zakończenie egzystencji w żaden sposób by im nie mogło zaszkodzić. Szkodliwe mogłoby być dla nich jedynie myślenie a priori o potencjalnym zakończeniu egzystencji, ale nie sam fakt zakończenia egzystencji. Dokładnie tak jak Epikur to ładnie ujął.

zefciu napisał(a):Zapytałeś o powód, dla którego ludzie unikają śmierci. A to prawdopodobnie jest powód główny (a świadome myślenie o tym, że życie może być fajne jest poboczne).
Świadome myślenie o tym jest produktem tego "powodu", o którym wspomniałeś. Co dalej w żaden sposób nie wykazuje, że lepiej istnieć jako ktoś pełen szczęścia, niż nie istnieć wcale.

Bo cóż znaczy lepiej, a co znaczy gorzej? Może zacznijmy od tego.
Lepiej to mniejszy dyskomfort. Gorzej to większy dyskomfort.
A jaki dyskomfort ma ktoś, kto nie istnieje?

Na Marsie nie ma życia. Czy to oznacza, że jest to planeta przepełniona negatywnością, bo nie ma na niej miliardów wiwatujących ze szczęścia istot?
Idąc waszym rozumowaniem, gdyby można było stworzyć robota, który odczuwa wielkie szczęście, to moralnym obowiązkiem byłoby wyprodukowanie jak największej ilości takich robotów i zastąpienie tymi robotami ludzi, gdyż przewyższałyby one ludzi w stopniu odczuwanego szczęścia.
Odpowiedz
#29
max99 napisał(a): Wydarzyć może się tylko to, co zostanie odczute w formie doznania. Nieistnienia nie można odczuć w formie doznania, a więc nieistnienie się nie wydarzy. Dlaczego więc ludzie decydują się cierpieć (żyć), żeby uchronić się przed nieistnieniem, które i tak się wydarzyć nie może, bo nigdy go nie doznają? Czy to nie jest walka z wiatrakami?
Wydarzyć się może to, co się za życia sprokuruje, np. spłodzi potomstwo, któremu zapewni się warunki przeżycia, albo będzie się miało wkład w rozwój społeczeństwa lub narodu, i nie ma znaczenia, że wszystko zdarzy się po śmierci w fazie nieistnienia, czyli przy braku świadomości.

Cytat:Dążąc do przedłużenia własnego istnienia popadamy więc w sprzeczność, ponieważ takie dążenie nie może się zakończyć niepowodzeniem, bo jeśli przestaniemy istnieć, to przecież nie będziemy o tym wiedzieć.
Wiedzieć możemy tylko o tym, że istniejemy. A więc istniejemy zawsze, bez względu na okoliczności, bo tylko istnienia możemy doznać.
Proponuję rozwiązanie, tzn. nie traktować "świadomości swojego istnienia" jako czynnika definiującego sens istnienia. Ewolucja organizmów żywych trwa od miliardów lat, tworząc coraz bardziej skomplikowane i uporządkowane obiekty, zaś "świadomość swojego istnienia", czyli życie, oraz "utrata świadomości istnienia", czyli śmierć, są w toku ewolucji narzędziami dla jej rozwoju, a nie jej jedynym sensem. Natura i ewolucja nie stawia na długowieczność, czasem wręcz stawia na samą śmierć, jak samce pająków dające się pożreć samicy po kopulacji i zachęcające swoim zachowaniem do pożarcia ich, czy też dorosłe owady (imago), które po przepoczwarzeniu nie mogą się odżywiać, bo ich zdobyczą ewolucyjną są uwstecznione i niesprawne narządy gębowe, przez co już na wstępie są skazane na rychłą śmierć z głodu.
Odpowiedz
#30
Mapa Burzowa napisał(a): Wydarzyć się może to, co się za życia sprokuruje, np. spłodzi potomstwo, któremu zapewni się warunki przeżycia, albo będzie się miało wkład w rozwój społeczeństwa lub narodu, i nie ma znaczenia, że wszystko zdarzy się po śmierci w fazie nieistnienia, czyli przy braku świadomości.
A jeśli się jednak z jakiegoś powodu nie wydarzy, to w jaki sposób zrobi to różnicę dla tej osoby, która już nie żyje?

Załózmy takie dwa równoległe światy, w których istniejesz.
W każdym z nich Twoja historia przebiega identycznie: płodzisz potomstwo, zapewniasz warunki przeżycia, dokonujesz wkładu w rozwój społeczeństwa i narodu, umierasz.
Do momentu Twojej śmierci wszystko przebiega jednakowo w obu światach. Natomiast od momentu Twojej śmierci historia w każdym świecie przebiega inaczej. W jednym świecie Twoje potomstwo i naród rozwijają się dzięki Twoim zasługom, zaś w drugim świecie dochodzi do katastrofy naturalnej (np. spada kometa i rozdupcza całą planetę) i następuje zagłada życia na Ziemi, wraz z Twoim potomstwem, społeczeństwem i narodem.
W jaki sposób różnica między tymi dwoma światami robi różnicę dla Ciebie? W obu światach Twoja historia potoczyła się przecież identycznie.

Mapa Burzowa napisał(a):Ewolucja organizmów żywych trwa od miliardów lat
Ale ja nie o tym tu rozmawiam. Ja rozmawiam o wartościach.
Czym innym jest uznać, że chęć przedłużania egzystencji wynika z selekcji naturalnej (co jest oczywiste), a czym innym jest uznać, że egzystencja niesie ze sobą jakąś wartość na gruncie aksjologicznym.
Odpowiedz
#31
max99 napisał(a):
Mapa Burzowa napisał(a): Wydarzyć się może to, co się za życia sprokuruje, np. spłodzi potomstwo, któremu zapewni się warunki przeżycia, albo będzie się miało wkład w rozwój społeczeństwa lub narodu, i nie ma znaczenia, że wszystko zdarzy się po śmierci w fazie nieistnienia, czyli przy braku świadomości.
A jeśli się jednak z jakiegoś powodu nie wydarzy, to w jaki sposób zrobi to różnicę dla tej osoby, która już nie żyje?
Zrobi różnicę dla rzeczywistości. W ocenach moralnych nie powinniśmy patrzeć z perspektywy konkretnej jednostki. Powinniśmy zawsze patrzeć z perspektywy dobra ogółu.

max99 napisał(a): Załózmy takie dwa równoległe światy, w których istniejesz.
W każdym z nich Twoja historia przebiega identycznie: płodzisz potomstwo, zapewniasz warunki przeżycia, dokonujesz wkładu w rozwój społeczeństwa i narodu, umierasz.
Do momentu Twojej śmierci wszystko przebiega jednakowo w obu światach. Natomiast od momentu Twojej śmierci historia w każdym świecie przebiega inaczej. W jednym świecie Twoje potomstwo i naród rozwijają się dzięki Twoim zasługom, zaś w drugim świecie dochodzi do katastrofy naturalnej (np. spada kometa i rozdupcza całą planetę) i następuje zagłada życia na Ziemi, wraz z Twoim potomstwem, społeczeństwem i narodem.
W jaki sposób różnica między tymi dwoma światami robi różnicę dla Ciebie? W obu światach Twoja historia potoczyła się przecież identycznie..
Sęk w tym, że nie jestem skrajnie egoistyczną kurwą, która dba tylko i wyłącznie o swój dobrostan.

Radzę nie zachwycać się Maxem Stirnerem i Ayn Rand. Ayn, jak jej niemieckie nazwisko wskazuje, jest edgy, czyli edżi, czyli krawędziowa, ale to tylko intelektualna masturbacja - wchodzenie samemu sobie w uroborosową pupę. "Sam na samo gwałt i adzinoko".

max99 napisał(a): Idąc Twoim rozumowaniem należałoby uznać, że wszyscy, którzy nigdy nie powstali (nigdy się nie urodzili), są z tego powodu jakoś wyjątkowo stratni względem Ciebie.
Źle patrzysz. Ci, co się nie urodzili, nie są stratni, bo ich nie ma. Oni są żadni. Ale rzeczywistość jest stratna na każdej potencjalnej istocie, która mogłaby istnieć szczęśliwie, ale która się nigdy nie ziściła, nie ziszcza i nie ziści.
Moralność trzeba zawsze badać pod kątem wszystkiego. Jak się patrzy z wycinkowej perspektywy, to wychodzą rażąco błędne wnioski.
"I sent you lilies now I want back those flowers"
Odpowiedz
#32
max99 napisał(a): Idąc waszym rozumowaniem
Wiesz, jeśli Ty lepiej od innych znasz ich rozumowanie, to po cholerę Ci to forum? Sam sobie ze swoimi chochołami prowadź debaty.
Odpowiedz
#33
Cytat:6.4311 Śmierć nie jest zdarzeniem w życiu. Śmierci się nie doznaje.
Jeżeli przez wieczność rozumieć nie nieskończony czas, lecz bezczasowość, to ten żyje wiecznie, kto żyje w teraźniejszości.
Życie nasze tak samo nie ma kresu, jak nasze pole widzenia — granic.

Mam pewną uwagę. 

Nim się jednak nią podzielę, to chciałbym zaznaczyć, że jestem tylko kustoszem w muzeum myśli ludzkiej. Mam na sobie starą tweedową marynarkę i niestety posiadam wadę wzroku. Przez wzgląd na moje niedostatki (również intelektualne) proszę o wyrozumiałość, życzliwość i brak uszczypliwości. Jeśli ktoś się nie zastosuje, to mogę tylko odesłać tutaj.

Heinrich Rickert twierdził, że przedstawienie (np. percepcja) białej ściany i sąd "Ściana jest biała" odnoszą się do tej samej treści. Jednak sąd jest czymś więcej niż znakiem, reprezentacją, przedstawieniem jakiejś treści. Zdaniem Rickerta musi być coś, co się do przedstawienia w sądzie dołącza. Rickert uznał, że sąd ustanawia pewną relację pomiędzy treścią przedstawienia i wartością (powinnością – czymś ze sfery aksjologicznej) wobec wszelkiej treści zewnętrzną. Stąd wynika, że ta wartość jest niereprezentowalna; jest czymś pierwotnym i nieredukowalnym. W dodatku ta doktryna pociąga ze sobą, że ten składnik etyczny już sam nie jest w niczym ugruntowany, bo jest już założony (zawarty) we wszystkich sądach (od rudymentarnych sadów potocznych do najbardziej wyrafinowanych sądów nauk przyrodniczych).

Zresztą jest tutaj dużo podobieństw z "Teorią Wiedzy" Fichtego i jego Tatsache. Trochę ma to też związek operatorem asercji Fregego i uwagami pierwszego Wittgensteina na temat etyki.

Jeśli wyżej wyrażony pogląd, kogoś choć trochę przekonuje, to nie powinno już dziwić, że aksjologia przenika wszystko i w dodatku, że najważniejsza jej część nie daje się uzasadnić; jest zewnętrzna wobec jakiegokolwiek przedstawienia i pierwotna. Przez to często uznaje się aksjologię za coś subiektywnego, co jest zrozumiałe, ale jest też niedorzeczne z punktu widzenia wyżej przedstawionego poglądu. Zresztą opinia, że aksjologia jest obiektywna również wydaje się niedorzeczna.

W każdym razie jedni będą "widzieli" potrzebę trwania człowieka inni zaś będą na nią ślepi lub będą uporczywie domagali się, żeby ją im uzasadniać. Jedyne, co mogę zrobić, to wzruszyć ramionami, bo w skrajnych przypadkach niczego tutaj rozumowo dochodzić nie można.
Odpowiedz
#34
Ayla Mustafa napisał(a):Zrobi różnicę dla rzeczywistości. W ocenach moralnych nie powinniśmy patrzeć z perspektywy konkretnej jednostki. Powinniśmy zawsze patrzeć z perspektywy dobra ogółu.
Ależ my teraz rozmawiamy o perspektywie konkretnej jednostki.

Ayla Mustafa napisał(a):Sęk w tym, że nie jestem skrajnie egoistyczną kurwą, która dba tylko i wyłącznie o swój dobrostan.
j.w.

Ayla Mustafa napisał(a):Źle patrzysz. Ci, co się nie urodzili, nie są stratni, bo ich nie ma. Oni są żadni.
Ci, którzy się urodzili, ale już ich nie ma, też nie są stratni, bo ich nie ma. Oni są żadni.

A co do moralności "dla dobra ogółu" - najbardziej moralne byłoby w takim razie zabicie wszystkich bez wyjątku łącznie z sobą. Wtedy nikt nie doznałby żadnego uszczerbku. Wszystko zgodnie z tym, co powiedział Epikur.
Odpowiedz
#35
I nikt już nie zjadłby śledzia w żurawinie. Dla śledzia w żurawinie warto żyć.

Ayla Mustafa napisał(a): Ej. Stop. Bez takich postów. Wiadomo, że to żart, ale lepiej tak nie żartujmy.
Post kmata usunęłam. Kmat, nie pisz takich rzeczy nawet żartem.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz
#36
max99 napisał(a): A w jaki sposób odczujesz żal z powodu tego, że przeżyłeś krótkie życie zamiast długiego, gdy już nie będziesz żył?

W żaden. Ale gdybym teraz dostał diagnozę, że mam jakiegoś ostrego raka i za tydzień umrę, to bym odczuwał wielki żal, że przeżyłem krótkie życie.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
#37
max99 napisał(a): Ależ my teraz rozmawiamy o perspektywie konkretnej jednostki.
Chyba coś się gubisz w swoich rozważaniach. Bo jeśli rozmawiamy o perspektywie jednostki, to ja jestem jednostką i ja chcę żyć. Fakt, że gdybym umarł, to nie odczułbym śmierci mi w tym pragnieniu życia nie przeszkadza. Traktuję go raczej, za Epikurem, jako pociechę, by wizją śmierci nie być przerażonym, a za Horacym jako zachętę, aby z mojego ograniczonego czasowo życia wyciągnąć jak najwięcej.

Cytat:A co do moralności "dla dobra ogółu" - najbardziej moralne byłoby w takim razie zabicie wszystkich bez wyjątku łącznie z sobą.
No widzisz. Powyżej upierałeś się, że piszesz o perspektywie jednostki. A teraz nagle wyjeżdżasz z jakimiś dobrami ogółu i filozoficznymi koncepcjami, które niewiele dla perspektywy jednostki wnoszą.
Odpowiedz
#38
lumberjack napisał(a): W żaden. Ale gdybym teraz dostał diagnozę, że mam jakiegoś ostrego raka i za tydzień umrę, to bym odczuwał wielki żal, że przeżyłem krótkie życie.
Nieprawda.
Nie odczuwałbyś żalu, że przeżyłeś krótkie życie, bo w momencie odczuwania tego żalu cały czas byś żył. Odczuwałbyś wielki żal w stosunku do czegoś, co Ciebie tak naprawdę nie dotyczy.
Lepiej więc się nie diagnozować i umrzeć nagle, bez uprzedniej wiedzy o nadchodzącej śmierci. Wtedy nie będziesz miał okazji niczego żałować.

zefciu napisał(a): Bo jeśli rozmawiamy o perspektywie jednostki, to ja jestem jednostką i ja chcę żyć. Fakt, że gdybym umarł, to nie odczułbym śmierci mi w tym pragnieniu życia nie przeszkadza.
Co nie zmienia faktu, że to pragnienie niczemu pozytywnemu Ci nie służy. Jak każde pragnienie, zresztą.

zefciu napisał(a):Traktuję go raczej, za Epikurem, jako pociechę, by wizją śmierci nie być przerażonym
Przecież Epikur sam zauważył, że śmierć go nie dotyczy. Jaki jest więc sens w byciu przerażonym czymś, co nas nigdy nie dotknie? To powinna być wystarczająca pociecha, biorąc sprawę na rozum. Pociecha, która prowadziłaby do jedynie słusznego wniosku, że najkorzystniej jest przestać istnieć od razu, bo dzięki temu nie zaznamy cierpień, do których prowadzi życie, a z drugiej strony śmierć i tak nas nie dotyczy. Brak minusów, same plusy.

zefciu napisał(a):a za Horacym jako zachętę, aby z mojego ograniczonego czasowo życia wyciągnąć jak najwięcej.
Jeśli przestaniesz być w tym momencie, to w jaki sposób fakt, że czegoś tam nie wyciągnąłeś, Ci uprzykrzy Twoje (nie)istnienie?

zefciu napisał(a):
Cytat:A co do moralności "dla dobra ogółu" - najbardziej moralne byłoby w takim razie zabicie wszystkich bez wyjątku łącznie z sobą.
No widzisz. Powyżej upierałeś się, że piszesz o perspektywie jednostki. A teraz nagle wyjeżdżasz z jakimiś dobrami ogółu i filozoficznymi koncepcjami, które niewiele dla perspektywy jednostki wnoszą.
To nie wolno w jednym wątku mówić i o jednostce, i o ogólności?
Odpowiedz
#39
max99 napisał(a): Co nie zmienia faktu, że to pragnienie niczemu pozytywnemu Ci nie służy. Jak każde pragnienie, zresztą.
Oczywiście że służy. Bo doświadczenie radości jest pozytywne. Fakt, że niebyt jest neutralny nie znosi pozytywności radości. Tak jak nie znosi negatywności cierpienia.

Cytat:Przecież Epikur sam zauważył, że śmierć go nie dotyczy. Jaki jest więc sens w byciu przerażonym czymś, co nas nigdy nie dotknie?
No właśnie o to chodzi w myśli Epikura przecież.

Cytat:Pociecha, która prowadziłaby do jedynie słusznego wniosku, że najkorzystniej jest przestać istnieć od razu, bo dzięki temu nie zaznamy cierpień, do których prowadzi życie, a z drugiej strony śmierć i tak nas nie dotyczy. Brak minusów, same plusy.
Przecież równie dobrze możemy to rozumowanie odbić w lustrze i argumentować, że cierpienia nie są cierpieniami, bo alternatywą jest śmierć.

WIększość ludzi akceptuje cierpienie ze względu na radości życia. Większość ludzi mając do wyboru rwanie zęba na żywca lub samobójstwo wybierze rwanie zęba na żywca. Samobójstwo, z zasady, popełniają ludzie, którzy nie widzą w swoim życiu nic poza cierpieniem.

Cytat:Jeśli przestaniesz być w tym momencie, to w jaki sposób fakt, że czegoś tam nie wyciągnąłeś, Ci uprzykrzy Twoje (nie)istnienie?
Nijak Powtarzasz w kółko frazy, do których już się inni odnieśli.

Cytat:To nie wolno w jednym wątku mówić i o jednostce, i o ogólności?
Wolno. Ale nieuczciwym jest w takiej sytuacji twierdzić, że mówi się tylko o jednostce.
Odpowiedz
#40
Ayla Mustafa napisał(a): No okej. Max po prostu powtarza po Epikurze. Ekipur tako rzekł:
„Śmierć nie dotyczy nas, ponieważ gdy istniejemy, śmierci jeszcze nie ma, a gdy śmierć jest, nas już nie ma.”
Tyle że poza damnum emergens istnieje też lucrum cessans. Czyli co? A to, że po śmierci trupy na Ziemi już nie cierpią - fakt, ale zarazem nie są zaznają też szczęścia. A lepiej, żeby szczęście było, niż żeby go nie było. Stąd zagłada ludzkości byłaby tragedią. Straszną.
I tyle.

Któż miałby orzec, że to tragedia, jeśli nie będzie ludzkości?
I tragedia dla czego, bo już przecież nie kogo?
"Nic nie jest potężniejsze od wiedzy; królowie władają ludźmi, lecz uczeni są władcami królów".
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości