pilaster napisał(a): Niemniej jest to strasznie frustrujące, takie zakładanie, że jacyś inni ludzie, w tym przypadku klimatyści, są aż tak durni. Pilaster odruchowo zakłada, że ktoś inny może, owszem, być od niego głupszy, ale przecież nie aż tak!Pilaster myli błyskotliwość z rozsądkiem. O ile pierwsze odpowiada za złożoność koncepcji, to drugie za ich spójność. Głupim można być na wiele całkiem niepodobnych sposobów.
Zresztą, nawet niech będzie. Głupi to sobie może być Vanat, czy cobras i to co piszą, faktycznie daje asumpt do takiego stwierdzenia. Ale przecież nie Popkiewicz, Ehrlich, czy Meadows. To nie mogą być ludzie głupi, oni po prostu muszą być źli. Wywracanie oczami
Dlatego zła wola jest dla pilastra znacznie bardziej prawdopodbnym wyjaśnieniem takiego klimatyzmu, czy genetycznego patriotyzmu, niż głupota.
ZaKotem napisał(a): To brzmi realistycznie, tylko że jaki to ma sens? Ludzkość bez technologii nie istniała nigdy. Nawet małpoludy miały technologię, a Homo sapiens wykształcił się w środowisku technologicznym. Nawet jeśli ta technologia ograniczała się do łupania kamienia drugim kamieniem, to przecież to znacząco wpływało na liczebność praludzi w porównaniu z takimi hominidami, które do łupania nie doszły. Środowiskiem naturalnym człowieka jest środowisko przekształcone przez człowieka, i to pojemność takiego środowiska należy liczyć. A zmienia się ona dynamicznie wraz z rozwojem techniki.Jakoś takoś. Już łupanie krzemieni musiało podnieść pojemność środowiska, choć jakieś Homo habilisy pewnie byłyby w stanie bez tego wyżyć. Ale "chwilę" później mamy opanowanie ognia. Punkt zwrotny, chyba jedyny w dotychczasowej historii, gdzie technologia tak zmieniła człowieka, że stała się niezbędna. Homo erectus bez ognia by zapewne wymarł, późniejsze gatunki na pewno. Potem mamy górny paleolit, z różnymi nowymi innowacjami technologicznymi i społecznymi. Potem wraz z neolitem zaczęła seria kolejnych innowacji rolno-hodowlanych. Potem rewolucja przemysłowo-naukowo-techniczna. Jaki poziom więc uznać za naturalny, i dlaczego właśnie ten?
Coby było śmiesznie, zwykle nowe techniki same w sobie były mniej uciążliwe dla środowiska: prymitywny rolnik mniej szkodził niż zaawansowany łowca, gospodarka sprzężajna mniej niż rolnictwo żarowe, kurza ferma mniej niż wolny wybieg itp. Problem wynikał z tego, że choć same mniej szkodliwe, do pewnego momentu przekładały się na zwiększenie populacji, które to z naddatkiem kompensowało. Ale ta zależność skończyła się w XX wieku. Spokojnie można przyjąć, że teraz postęp techniczny będzie po prostu minimalizował wpływ ludzkości na środowisko.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.

